Teresę i Alojzego Wróblewskich w Pawłowicach pierwszy raz odwiedziliśmy 5 lat temu. Wtedy obchodzili 60 - lecie małżeństwa. Teraz mają więc już żelazne gody. Z tej okazji postanowiliśmy złożyć im serdeczne życzenia. Przede wszystkim zdrowia, bo tego potrzebują najbardziej. Ale także tego, aby jak najdłużej byli razem. Tak się bowiem złożyło, że mieszkają teraz sami. Potrzebują swego wsparcia i swojej pomocy. Póki są razem starość spokojnie im mija. A mają przecież już po 86 lat.
Pani Teresa pochodzi z Dębnicy Koło Ostrowa. Do Pawłowic przyjeżdża na sezonowe prace w polu. Tu poznała pana Alojzego. Obydwoje pracowali w gospodarstwie rolnym. A ślub wzięli kiedy skończyli 22 lata. Potem trochę wędrowali po kraju. Mieszkali u rodziców pani Teresy, później w Miliczu, stamtąd pojechali do Jankowa Zaleśnego, a w końcu do Kociug. W Kociugach dostali mieszkanie w bloku. Do Pawłowic przenieśli się kiedy Instytut wybudował bloki. Tutaj dostali ładne, nowe lokum. I są w tym swoim mieszkanku do dziś.
Kiedy odwiedziliśmy państwo Wróblewskich przed pięcioma laty, mieszkali z synem, synową i dwoma wnuczkami. Wtedy było u nich dosyć gwarno, a dziadkowie dużo opowiadali i wnukach i prawnukach. Wychowali ósemkę dzieci więc rodzina jest naprawdę duża. Wówczas mieli 18 wnuków i tyle samo prawnuków. Dziś prawnuków jest dużo więcej, ale jubilaci już nie potrafią ich zliczyć. Z radością tylko dowiadują się, że kolejne przychodzą na świat.
Syn i synowa wybudowali się i wyprowadzili. Państwo Wróblewscy zostali sami. I przeżyli dramat, na zawsze odeszła ich osiemnastoletnia wnuczka. Nie mogą powstrzymać łez, kiedy o tym mówią. Marzyli, że zostanie z nimi, że razem mieszkać będą z nią i z jej bliskimi, że będą mieli opiekę. Niestety, los chciał inaczej. Teraz przychodzi do nich druga synowa z Pawłowic, przynosi obiady, pomoże. Ale dom jest pusty.
Pani Teresa nigdzie już nie wychodzi. Jest za słaba by cokolwiek robić. Wysłucha więc Radia Maryję, obejrzy mszę świętą w telewizji, ogląda stare zdjęcia. Wiele z nich pokazała nam w czasie tej wizyty, także te z młodości. Aż trudno uwierzyć, że dawniej nie była taka szczuplutka. Dziś jest naprawdę kruszynką. A pan Alojzy mówi, że przy życiu trzymają go króliki i kury. Gdyby nie to, załamałby się zupełnie. A tak, ma zajęcie, wychodzi, czasem nawet jedzie rowerem. Z żoną dużo się modlą. Modlitwą zaczynają każdy dzień.
Nie wiadomo kiedy minęło jubilatom te wspólne 65 lat. Wydaje się, że ślub wychowanie dzieci, praca - to wszystko wydarzyło się jakby wczoraj, przedwczoraj. Tymczasem za sobą mają dużo ponad pół wieku małżeństwa. Pan Alojzy jest już 34 lata na emeryturze. Oczywiście przy domu zawsze coś robił, ale zawodowo już nie pracował. Pani Teresa za młodu zatrudniona była w lesie, w warsztacie kolejowym, w cegielni no i w polu. Przez lata chodziła do dorywczych prac w Instytucie i u gospodarczy. No i prowadziła dom. Urodziła i wychowała siedmiu synów i córkę. Czterech synów z bliskimi także mieszkają w Pawłowicach.
Państwo Wróblewscy zasłużyli na spokojną starość. Mieli pracowite, niełatwe życie. Tęsknią do każdego z bliskich. O każdym mówią coś dobrego. A o czym marzą? O tym aby w tym niewielkim mieszkaniu w Pawłowicach znowu było gwarno.