W piątek, 28 września na weselu u wnuka Wojtka bawili się państwo Teresa i Zenon Bernadkowie z Krzemieniewa. Ten dzień był jednak wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Otóż na tej samej imprezie pani Teresa i pan Zenon obchodzili swoje 60 - lecie małżeństwa.
Kilka dni po tym szczególnym wydarzeniu, bardzo chętnie się z nami spotkali i opowiedzieli o swoim życiu.
Pani Teresa, z domu Gubańska, urodziła się w Krzemieniewie, w 1939 roku. Na świat przyszła na gospodarstwie u państwa Więckowiaków, gdzie pracowali i mieszkali jej rodzice. Wkrótce wybuchła wojna. Już w listopadzie 1939 roku Niemcy aresztowali ojca. Zawinił tym, iż wraz z kilkoma mieszkańcami Krzemieniewa chodzili w nocy po wsi i pilnowali tego, co się dzieje. Został uwięziony na 18 miesięcy. Najpierw trafił do Leszna, a późn iej do więzienia w Rawiczu. Z okien widzieli tam wywożonych na rozstrzelanie do lasu. Jemu i dwóm innym mieszkańcom Krzemieniewa udało się jednak szczęśliwie wrócić do domu. Ocaliło ich to, że pan Gubański przysłużył się Niemcowi - swego czasu przewiózł powózką krzemieniewskiego pastora aż w okolice Koła.
Gdy już wrócił z rawickiego więzienia okazało się, że jego rodzina, żona i dwie córki, została wysiedlona do Bruczkowa koło Borku. Wkrótce do nich dotarł - na wozie ze słomą i przebrany za kobietę. W Bruczkowie byli aż do lutego 1945 roku.
Po powrocie do Krzemieniewa zamieszkali na jednym z poniemieckich gospodarstw. Po dwóch miesiącach przydzielili im jednak inne, lepsze, gdzie stał piękny dom, który był zbudowany przez Niemców w 1936 roku. Otrzymali je za to, że pan Gubański był tyle czasu w więzieniu. W tym domu, i na tym gospodarstwie pani Teresa mieszka z mężem do dziś.
Warto jeszcze wspomnieć, że w 1946 roku na jego piętrze przez kilkanaście miesięcy wynajmowali mieszkanie lokatorom, którzy mieli pianino. Wtedy właśnie młoda Tereska zakochała się w tym instrumencie i muzyce, które miały już jej towarzyszyć przez resztę życia.
Również na rodzinie pana Zenona wojna odcisnęła swe piętno. Urodził się w 1936 roku na małym gospodarstwie, które było na dzisiejszej ulicy Spółdzielczej w Krzemieniewie. We wczesnej fazie wojny jego ojciec trafił do rosyjskiej niewoli. Następnie wstąpił w szeregi powstałej w ZSRR Armii Andersa. Zginął w 1944 roku, ostatniego dnia walk o Monte Cassino. Ma tam swoją mogiłę do dziś.
Przez wojnę musieli sobie zatem radzić bez ojca. Była babcia, matka i on. Posiadali 18 mórg ziemi, z której trzeba się było utrzymać.
Tuż po wojnie, gdy miał 9 lat, jego mama wyszła ponownie za mąż, za rzeźnika Andrzejczaka z Krzemieniewa. Z tego związku urodziła się córka Gabriela.
Przyszli małżonko wie poznali się na zabawie organizowanej w święto 22 lipca. Impreza odbywała się w miejscu, gdzie dziś stoi nieczynna mleczarnia między Krzemieniewem a Drobninem. Kiedyś bawiono się i stawiano karuzele właśnie tam Pobrali się w 1958.
Pan Zenon zamieszkał w domu małżonki. Przez następne lata rodziły się dzieci: Bogusław, Andrzej i córka Aldona. I jak to na wsi, wszyscy, wspólnie z dziadkami, pracowali i pomagali w gospodarstwie, które w międzyczasie powiększyło się o następne hektary. Najstarszy syn mieszkał z rodziną w Lesznie. Niestety już nie żyje. Córka z mężem Romanem, sołtysem Krzemieniewa, mieszka na osiedlu Przylesie. Na gospodarstwie został syn Andrzej, który wraz z rodziną zamieszkał 9 lat temu w swoim domu, który powstał na działce obok domu rodzinnego, gdzie zostali już tylko nasi jubilaci. Póki co nie wymagają opieki, gdyż świetnie radzą sobie sami. Pani Teresa uwielbia prace w ogródku, przy warzywach i kwiatach. Świetnie piecze. Również nas poczęstowała pysznymi domowymi ciasteczkami.
Panu Zenkowi również nie brakuje zajęć. Pomoże jeszcze przy trzodzie, a także pozamiata i uporządkuje obejście. Ale tej pracy nikt już od nich nie wymaga. Swoje się już w życiu napracowali, a teraz mają już odpoczywać.
Oboje lubili kiedyś podróżować. Byli we Francji, Hiszpanii, Austrii, Niemczech. Bardzo mile wspominają też pobyt na Węgrzech.
Teraz, z racji wieku już tak nie jeżdżą, ale wiele udało im się do tej pory zobaczyć.
- Póki człowiek był młody, to trzeba było wszystkiego spróbować - mówi z uśmiechem pani Teresa.
Jeszcze dziś jubilatka kieruje autem.
- Jest lepszym kierowcą niż ja - śmieje się mąż.
Razem jadą na cmentarz i do kościoła. Czasami pojadą popatrzeć jak wszystko rośnie na polu.
Dla pani Teresy w dalszym ciągu bardzo ważna jest muzyka. Zagrała na organach również i dla nas. Aż trudno uwierzyć, że jest samoukiem.
Z wielką pasją rozwiązuje krzyżówki. Bardzo lubią naszą gminną gazetę, na którą zawsze czekają. Podkreślają, że dobrze jest wiedzieć, co dzieje się w najbliższej okolicy. Wieczorami, wspólnie z mężem oglądają polskie seriale.
Mają 4 wnuczki i 1 wnuka oraz 1 prawnuczkę i 3 prawnuków. To oni wszyscy są ich największą radością. Często się odwiedzają i do siebie dzwonią.