Bardzo rzadko mamy okazję odwiedzać małżeńskie pary, które obchodzą 60-lecie wspólnego życia. Tym razem taka uroczystość odbyła się w domu Haliny i Stanisława Jankowskich w Garzynie. Jubilaci wzięli bowiem ślub cywilny 30 września 1954 roku, a sakramentalne „tak” w kościele powiedzieli sobie 20 października tamtego roku. A zatem szczęśliwie doczekali diamentowych godów.
Umówiliśmy się więc na rozmowę i och życiu, na wspomnienia, na opowieść o rodzinie, ale i o Garzynie, w którym spędzili wszystkie wspólne lata.
Pani Halina urodziła się w Garzynie, w domu obok jej dzisiejszego, Tata pracował na poczcie, mama wychowywała dzieci. W czasie wojny Niemcy wywieźli całą rodzinę aż pod francuską granicę. Tam przeżyli prawie sześć lat. Kiedy wrócili do siebie okazało się, że dom był zupełnie ogołocony i rodzice musieli wszystko zaczynać od nowa. A na świat przyszło czwarte dziecko. Łatwo im nie było.
— Taki los dotykał wiele polskich rodzin, także krewnych, sąsiadów - mówi pani Halina. — Kiedy wróciliśmy miałam już dziesięć lat. Wtedy najważniejsze było zdobycie wykształcenia i pracy. Najpierw zaczęłam naukę w szkole gastronomicznej, a potem robiłam kursy księgowości.
Pani Halina całe zawodowe życie zajmowała się księgowością. Przed ślubem pracowała już w biurze POHZ, później w sanatorium w Górznie. Stamtąd przeszła do księgowości w Kółku Rolniczym, a przez ostatnie siedemnaście lat pracowała w Spółdzielnie Kółek Rolniczych. Na emeryturę przeszła w 1991 roku.
A pan Stanisław wychował się w Mierzejewie. Tutaj rodzice i trójka jego braci zamieszkiwali u dziadków. Tam też w pobliskim Oporówku zdobył zawód kowala i tam w czasie wojny jako 14-letni chłopak pracował za parobka u Niemca. Czeladnikiem kowalskim został w 1948 roku.
— W tym samym roku wysłano mnie do pracy prze zasiedlaniu ziem zachodnich - wspomina pan Stanisław. — Potem pracowałem w gospodarstwie rolnym w Mierzejewie, krótko byłem w Strzegoniu, znowu na ziemiach odzyskanych, a później w wojsku.
Po powrocie z wojska pan Stanisław już zawsze pracował w PHOZ. Na początku w biurze w Garzynie, jako młodszy księgowy. Po jakimś czasie zaproponowano mu pracę w dziale mechanizacji. Zrobił wiec kurs i został mechanikiem. Na tym stanowisku pracował do 1958 roku.
Od 1 lipca tego roku, objął funkcję kierownika warsztatu. W warsztacie przepracował aż 32 i pół roku. Naprawiali rolniczy sprzęt, prowadził brygadę remontową i budowlaną, odpowiadał za transport. Był czas, że w warsztacie zatrudniono 140 osób.
Łącznie przepracował 47 lat.
Pani Halina i pan Stanisław poznali się na zabawie w Oporowie. Zaraz po ślubie zamieszkali u rodziców panny młodej. Ale od początku zamierzali wybudować swój dom. Ziemię dostali od brata pani Haliny, a na materiały i fachowców pracowali sami. Nic dziwnego, że przez lata hodowali nutrie, świnie, kury. Na dokończenie budowy trzeba było dorabiać. Bo wprowadzili się na swoje, gdy mieli tylko dwa pokoje i kuchnię. Resztę urządzali przez lata.
Państwo Jankowscy wychowali dwóch synów i córkę. Są szczęśliwymi rodzicami.
— Synowie skończyli studia rolnicze, a córka liceum. - mówi pan Stanisław - Mają dobrą pracę. Córka pracuje w OHZ, jeden syn w Urzędzie Skarbowym, drugi w ubezpieczeniach.
I opowiadają państwo Jankowscy, że razem z dziećmi kończyli średnią szkołę. Obydwoje bowiem postanowili zrobić liceum ogólnokształcące. Na zajęcia dojeżdżali do Leszna, a końcowe egzaminy zdawali w Poznaniu. Liceum ukończyli w 1974 roku.
Mówią też o tym, że dużo podróżowali. Korzystali z wyjazdów organizowanych przez POHZ, co roku byli na wczasach, zwiedzili Pragę, Rzym, Paryż. Wyjeżdżali z emerytami. Lubili aktywne życie. Chyba dlatego pan Stanisław razem z innymi mieszkańcami wsi założył w 1968 roku Komitet Budowy Domu Kultury w Garzynie, a pani Halina prowadziła księgowość budowy. Byli szczęśliwi, gdy kilka lat później oddali go do użytku.
Synowie państwa Jankowskich założyli rodziny. Starszy syn pozostał z rodzicami, młodszy wybudował się też obok. Córka mieszka w Krzemieniewie. Bliskich mają więc jubilaci na co dzień. Mieszkają z synem i synową, dwójką wnuków i wnuczką. Druga wnuczka ma do dziadków zaledwie kilkadziesiąt metrów. Wszyscy już studiują.
— Aż trudno uwierzyć, że czas tak szybko upłynął - mówi pani Halina. —Jeszcze pamiętamy, jak po przejściu na emeryturę pomagaliśmy opiekować się maluchami. To były bardzo szczęśliwe chwile. Do dziś cieszymy się z sukcesów wnuków. Dają nam tyle radości.
Od emerytury państwa Jankowskich minęły 23 i 24 lata. Ten czas jubilaci poświęcali głównie bliskim. Pani Halina prowadziła dom, pomagała synowej, organizowała rodzinne spotkania. Wszystkie święta i uroczystości odbywają się zawsze w domu rodziców. Pan Stanisław zajmował się wnukami, obejściem, domem. Dziś to dzieci i wnuki opiekują się dziadkami. Jubilaci są co prawda sprawni, ale zdrowie nie jest już takie jak kiedyś. Zwłaszcza pan Stanisław musi o siebie bardzo dbać. A jeszcze nie tak dawno prowadził Koło Emerytów w Garzynie. Zakładał je w 2000 roku i przez 9 lat organizował spotkania, imprezy, wyjazdy. Z tej działalności zna go bardzo wiele osób w gminie i poza nią.
Ani rodzina, ani przyjaciele, ani koledzy z koła Emerytów nie zapomną o tym, że państwo Jankowscy obchodzili diamentowe gody. Jubilatów odwiedzili też przedstawiciele władz gminy. Były gratulacje, kwiaty i życzenia zdrowia oraz długich jeszcze wspólnych lat życia.