DIAMENTOWE GODY
Państwo Kazimiera i Eugeniusz Cieślowie obchodzili 60 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego.
To już 60 lat odkąd Kazimiera i Eugeniusz Cieślowie z Krzemieniewa idą razem przez życie. Ślub wzięli bowiem w lutym 1955 toku. Obydwoje maja po 82 lata i jak sami mówią, ciągle optymistycznie patrzą na świat. Twierdzą, że pogoda ducha i spokojny sposób przeżywania każdego dnia pozwalają na normalną codzienność.
Dziś najważniejsze jest zdrowie - mówi pan Eugeniusz. - Chcielibyśmy jak najdłużej być samodzielni, cieszyć się wnukami, jak się uda to jeszcze pojechać do sanatorium.
Pani Kazimiera ciekawie opowiada o rodzinnym życiu. Ma dobrą pamięć i potrafi wracać do wielu szczegółów z młodości, pierwszych lat małżeństwa, do trudów budowy i pracy w swojej ogrodniczej firmie. Ale pamięta też wojnę. Tata zmarł od ran odniesionych w powstaniu wielkopolskim, a mamę i czwórkę rodzeństwa wywieziono do obozu w Łodzi, a potem do rolnika w Niemczech. Wrócili dopiero w 1945 r., do małego domu przy ulicy Wiejskiej. Tego domu dziś nie ma. Podobny los przeżywał też pan Eugeniusz. Wojna zastała jego i mamę w gospodarstwie w Oporowie. Tata już nie żył. Niemcy przenieśli ich do Ponieca. Do swojej wsi już nie wrócili. Z mamą i ciocią zamieszkali potem w Krzemieniewie. Już po wojnie zdawał maturę w Lesznie.
Wojenna zawierucha pisała wiele podobnych życiorysów. Młodzi ludzie musieli szybko dorastać. Nic dziwnego że pani Kazimiera zaraz po ślubie rozpoczęła prace w sklepie, potem w bibliotece i kolejno na poczcie oraz krótko w KGW. Pan Eugeniusz zatrudnił się w Gminnej Spółdzielni. Był tam księgowym, wiceprezesem, magazynierem. Ostatecznie trafił do Składnicy Materiałów Budowlanych w Gostyniu i stamtąd przeszedł na emeryturę.
Młodzi poznali si ę w bibliotece. Pan Eugeniusz przyszedł wypożyczyć książki. Książki towarzyszyły im zresztą przez całe życie. Nawet kiedy po ślubie szli na swoje do dawnej pastorówki w Krzemieniewie, pan Eugeniusz zabrał ze sobą tylko półkę z książkami, a żona tapczan. Od tego zaczynali.
Myśleliśmy o wyjeździe na stałe do Wrocławia - wspomina pani Cieśla - Ale wyszło inaczej i nie żałujemy. Tutaj stworzyliśmy swój dom.
Ten dom powstawał latami. Przede wszystkim tworzyła się rodzina. Jubilaci wychowali dwie córki i trzech synów. Dziś każdy z nich ma rodzinę, dzieci, pracę. Mieszkają w Lesznie, w Nowej Wsi, pod Boszkowem, no i oczywiście z rodzicami w Krzemieniewie. Ale tworzyli tez budynek i firmę. Już w 1958 r. rozpoczęli budowę domu. Po trzech latach zamieszkali na swoim, choć oczywiście długo jeszcze wykańczali dom. Dokupili też kawałek ziemi, trochę dzierżawili i rozpoczęli działalność ogrodniczą. Przy domu hodowali świnie, a na polu uprawiali cebulę, czosnek, marchew i inne warzywa. Pan Eugeniusz ciągle pracował zawodowo, ale w domu miał dwój drugi etat. A pani Kazimiera zajmowała się domem i ogrodnictwem. Przez lata większość prac wykonywali sami, dopiero później pomagały im dzieci i pracownicy. W ten sposób tworzyli firmę. Brali kredyty, budowli szklarnie, dokupywali sprzęt, zwiększali asortyment produkcji, nadbudowali dom. Dziś mówią, że mieli pracowite życie.
Kiedy przechodziłam na emeryturę zakładaliśmy sklep - wspomina pani Kazimiera. Wtedy firmę przejął już syn. Do dziś prowadzi ją z żoną. Razem też mieszkamy i tu wychowała się dwójka naszych wnucząt. Nigdy nie będziemy sami.
Państwo Cieślowie doczekali się 15 wnucząt i 9 prawnucząt. Z radością o nich opowiadają i często się z nimi widują. Sami niewiele już robią, choć gotują dla siebie, krzątają się po obejściu, odpoczywają w ogrodzie. Pan Eugeniusz zajmuje się gołębiami i kurami, pani Kazimiera mimo słabego wzroku, ciągle robi na drutach. Jak zawsze lubią książki, gazety, no i pobyty w sanatorium, z czego przez lata często korzystali. A zapytani o czym marzą, po raz kolejny powtarzają, że wyłącznie o tym by byli sprawni, dalej pozytywnie myśleli i cieszyli się szczęściem najbliższych.
I właśnie tego z okazji diamentowych godów jubilatom szczerze życzymy.