60 ROCZNICA ZAWARCIA ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIEGO
Państwo Helena i Walerian Marciniakowie z Drobnina obchodzili jubileusz 60 lecia pożycia małżeńskiego.
Tym razem złożyliśmy wizytę małżeńskiej parze, która przeżyła wspólnie 60 lat. Takich jubileuszy jest w naszej gminie mało, tym bardziej więc cieszymy się, gdy małżonkowie są sprawni i zdrowi. A państwo Marciniakowie z Drobnina na zdrowie aż tak bardzo nie narzekają. W tym wieku oczywiście organizm ma prawo czasem odmówić posłuszeństwa, najważniejsze jednak, aby się na stałe nie położyć. O tym marzy zarówno pani Helena, jak i pan Walerian. A maja 81 i 82 lata.
Helena Marciniak pochodzi z Drobnina. Ojciec był tu kierownikiem gospodarstwa rolnego, a pod koniec zawodowego życia woził powózką weterynarza. Rodzice wychowali piątkę dzieci, pani Helena była najmłodsza. Nic dziwnego, że dziś żadne z jej rodzeństwa już nie żyje. Za młodu pani Helena też pracowała w gospodarstwie.
A pan Walerian mieszkał w Koszanowie Koło Śmigla. Rodzice mieli niewielka gospodarkę i wychowali na niej czwórkę dzieci. Pan Walerian był najstarszy i kiedy poznał swoja przyszłą żonę pracował u ojca. Panią Helenę spotkał na weselu u kuzyna. Wkrótce stanęli na ślubnym kobiercu. Ślub cywilny wzięli 31 marca 1955 r., a kościelny dwa tygodnie później. Oczywiście w kościele w Drobninie.
Zaraz po ślubie młodzi zamieszkali u rodziców pani Heleny. Ale już po trzech latach przenieśli się na swoje. Zamieszkali w domu, w którym są do dziś. A przeprowadzili się razem z rodzicami. Wtedy były to domki PGR, później można je było wykupić. Państwo Marciniakowie do swojej części dobudowali jeszcze dwa pokoje. Mieli więc wygodnie i blisko do pracy. Bo pan Walerian zatrudnił się w drobnińskim gospodarstwie.
O pracy w PGR można tylko powiedzieć, że była ciężka, jak to w gospodarstwie. Pan Walerian najpierw wykonywał wszystkie roboty, a potem pracował przy hodowli cieląt. Często w cielętniku bywał do późnych godzin wieczornych. A w domu czekał na niego drugi etat. Młodzi hodowali bowiem świnie, kury, kaczki, uprawiali ogród. Pani Helena pracowała też dorywczo w polu, zgłaszała się do cięcia grochu, do młócki. Łatwo nie było. Pan Walerian przepracował w gospodarstwie aż 41 lat. Na emeryturę poszedł w 1990 r. Jeszcze przez kilka lat prowadzili tą małą hodowlę przy domu. Teraz mają tylko kury, a w ogródku w większości trawę.
Jubilaci wychowali dwójkę dzieci, córkę i syna. Córka wyszła za mąż i zamieszkała z mężem u rodziców. Kiedy na świat przyszły dwie wnuczki, w domku u państwa Marciniaków mieszkały cztery pokolenia rodziny. Jeszcze żyła mama pani Heleny, ona z mężem, córką z zięciem i wnuczki. Dla wszystkich starczało miejsca. Syn też pozostał z rodzicami i mieszka do dziś. Jubilaci mówią więc, że na brak opieki nigdy nie będą narzekać.
A dziadkowie wspominają, jak pomagali wychowywać wnuczki. Dziś obie są już poza domem i założyły swoje rodziny. Uszczęśliwili ich też dwoma prawnukami. To największa radość dziadków. Już teraz czekają na święta, bo wtedy wszyscy spotykają się w rodzinnym domu.
Jak więc wygląda zwyczajny dzień jubilatów? O zdrowiu już mówiliśmy, raz jest lepsze, raz gorsze. Ale pozwala krzątać się im po domu. Pani Helena gotuje obiady, prasuje, latem robi zaprawy. Pan Walerian robi zakupy, wywiesza pranie, pracuje w ogródku. Nigdzie nie wyjeżdżają, bo pani Helena nigdy tego nie lubiła, a mąż już teraz też nie korzysta z emeryckich wycieczek. Chętnie odpoczywają przed domem lub w ogrodzie. Żadnych większych prac nie muszą już robić, w domu jest przecież syn, zięć, córka. Mają spokojną starość.
Raz jeszcze zapytaliśmy więc czego życzyć im z okazji tak niecodziennego jubileuszu. Powtórzyli, że tylko zdrowia. Jak najdłużej chcieliby być sprawni i jak najdłużej razem. A więc przekazujemy takie właśnie życzenia. Od redakcji i od władz gminy. I jeszcze tego, by wspólnie doczekali stu lat życia.