60 ROCZNICA ZAWARCIA ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIEGO
Państwo Czesława i Emil Majkowie z Pawłowic obchodzili 60 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego.
Zawsze bardzo nas cieszy, gdy możemy odwiedzać jubilatów, którzy obchodzą 60 rocznicę ślubu. Znaczy to przecież, że los zesłał im zdrowie, długie wspólne życie i najczęściej spokojną jesień razem z bliskimi. Tak właśnie jest u państwa Majków w Pawłowicach. Pani Czesława ma 79 lat, a jej mąż Emil rok więcej. Są sprawni, uśmiechnięci, szczęśliwi.
Obydwoje przyjechali do Pawłowic z Podhala, z miejscowości Łukowica, Koło Nowego Sącza. Trafili tu przez przypadek.
— W latach sześćdziesiątych pawłowicki Instytut poszukiwał ludzi - mówi pani Czesława. Rozjeżdżali się po kraju i namawiali młodych do pracy sezonowej w polu i oborze. Z naszej wsi przyjechało do Pawłowic sześć osób, w tym mój brak i kuzyn. I to brat namówił nas, by także tu spróbować. Najpierw, we wrześniu 1955 r. przyjechałam tylko ja, ale już w kwietniu następnego roku dołączył do mnie mąż.
Młodzi znali pracę w rolnictwie. Obydwoje pochodzili z rolniczych rodzin. Pani Czesława do ślubu pomagała w rodzinnym domu, pan Emil już od chłopaka "wyruszył w świat". Pracował w Bielsku, w Nowej Hucie, w Tychach. A znali się oczywiście od zawsze. Mieszkali w tej samej wsi, chodzili do tej samej szkoły, ich mamy się przyjaźniły. Nic dziwnego, że się pokochali i pobrali. Ślub był w kościółku, oczywiście w górach, w towarzystwie całej rodziny i wielu sąsiadów. Uroczystości cywilne urządzili 14 maja, a sakramentalne "tak" powiedzieli sobie 27 czerwca 1955 r.
Od tamtego czasu minęło sześćdziesiąt lat, które w całości przeżyli w Pawłowicach. Praca sezonowa szybko zamieniła się na stałą, a dla nich wielkopolska wieś zaczynała być miejscem na życie. Pani Czesława wspomina co prawda, że przez kilka pierwszych lat ciągle patrzyła w stronę Podhala i z tęsknoty przepłakała niejeden wieczór. Ale kiedy na świat przychodziły dzieci, oni zmieniali mieszkania, poznawali sąsiadów. Coraz bardziej czuli się u siebie.
— Do swojej rodzinnej wsi jeździmy co najmniej trzy raz w roku - mówi pan Emil. - Tam została prawie cała nasza rodzina. Brat żony też wrócił. Pozostał kuzyn, no a my namówiliśmy do przyjazdu siostrę żony. Mamy więc dwa domy, tamten na Podhalu i ten w Pawłowicach.
Pani Czesława pracowała w oborze przy dojeniu krów. Po godzinach chodziła jeszcze do pracy w polu. W 1968 r. przeniosła się do pralni. Tam doczekała emerytury. A przepracowała 37 lat.
Pan Emil też zaczynał w oborze. Ale już po trzech latach znalazł zatrudnienie w brygadzie remontowo - budowlanej. Odbył kursy, został brygadzistą, potem majstrem. W samym Instytucie przepracował 35 lat, ale przechodząc na emeryturę miał 40 - letni staż. Mało tego, potem jeszcze przez 10 lat pracował w Spółdzielni Mieszkaniowej. Mówił, że lubił swoją pracę.
Jubilaci najpierw mieszkali "na koszarach". To było małe mieszkanko, pokój z kuchnią. Tam urodziła się czwórka dzieci. Ostatnia córka przyszła na świat już w bloku, kiedy mieli dwa pokoje. Ale najbardziej cieszyli się z przeprowadzki do nowego czterorodzinnego budynku. Dla swoich pracowników stawiał je Instytut. Każdy ma oddzielne wejście, jest parter i piętro, są wygody. Później te mieszkania można było wykupić. Na swoim są więc państwo Majkowie od 1980 r.
W tamtym pierwszym mieszkanku pani Czesława i pan Emil przeżyli najtrudniejsze chwile swego życia. Na zawsze odszedł ich maleńki synek. Miał zaledwie pół roczku. Nie przestali do niego tęsknić.
Pana Emila w Pawłowicach znają chyba wszyscy. Już kiedy dzieci były małe udzielał się w komitetach rodzicielskich przedszkola i szkoły. Ale wstąpił też do straży pożarnej, był przez 40 lat skarbnikiem w OSP. Do dziś jest strażakiem wspierającym. Działał w LZS Zootechnik, tam także pełnił funkcję skarbnika, był przewodniczącym Komitetu Sklepowego GS, jest w Zarządzie Koła Emerytów i Rencistów.
— Mąż potrafił łączyć pracę zawodową i społeczną - dodaje pani Czesława. - Lubił to. A przecież mieliśmy tez kawałek ziemi, hodowało się kury, świnie, krowę, był ogród. Na wszytko trzeba było znaleźć czas.
Największą radością jubilatów są dzieci i wnuki. Państwo Majkowie wychowali cztery córki. Dziś mają 57.54.50 i 41 lat. Wszystkie założyły rodziny, mają dzieci, także już swoje wnuki. Dziadkowie doczekali się więc 11 wnucząt i 7 prawnucząt. Bardzo lubią ich wizyty i rodzinne spotkania. W święta wszyscy przyjeżdżają do domu w Pawłowicach. A, że kilkoro wnucząt pracuje w Anglii, dziadkowie i tak ich odwiedzali. Z rodzicami natomiast mieszka najmłodsza córka z mężem i dwójką dzieci. Jubilaci nigdy więc nie są sami.
— To szczęście mieć wokół siebie najbliższych - zwierza się pan Emil. - Trzy córki mieszkają tuż obok, w Pawłowicach, a jedna w Opolu. Możemy już odpoczywać, wybierać się na codzienne spacery, czytać, oglądać telewizję.
Pan Emil zdradził nam, że z wielką pasją gra w kopa. Jeździ na wszystkie okoliczne turnieje i z wielu wraca z nagrodami. Razem z żoną udzielają się też w Kole Emerytów i Rencistów. Są na wszystkich imprezach, wyjazdach, spotkaniach. Właście wybierają się na uroczystość z okazji Dnia Matki.
Nie sposób pominąć informacji, iż pan Emil za swoją zawodową i społeczną pracę był wielokrotnie odznaczany. Ma Złoty Krzyż Zasługi, medale Za Zasługi dla Województwa Wielkopolskiego, Medal 40 - lecia, a także ten najcenniejszy, przyznany w 1986 r. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Zapytaliśmy jubilatów jakie będą ich brylantowe gody? I gdzie je wyprawią. Okazuje się, że na ten wyjątkowy dzień wrócą do domu w Łukowicy. W kościele, w swojej rodzinnej wsi wezmą udział w mszy świętej, a potem będą się bawić. Tak samo, jak przed laty. Będzie około stu gości, zagra orkiestra z Pawłowic, dotrze tu co najmniej trzydzieści osób. Już teraz wszyscy się na to drugie w życiu jubilatów wesele bardzo cieszą.
A my życzymy państwu Majkom zdrowia, radości, stu lat życia i takiej pogody ducha, jak do tej pory. Obiecujemy, że odwiedzimy ich przy kolejnych jubileuszach. Życzenia otrzymali również Państwo Majkowie od władz samorządowych gminy Krzemieniewo.