90 ROCZNICA URODZIN
W grudniu 90 rocznicę urodzin obchodziła Pani Wiktoria Konieczna z Bojanic.
W niedzielę, 6 grudnia 90 urodziny obchodziła Wiktoria Konieczna z Bojanic. Zarówno tego dnia, jak i następnego panią Wiktorię odwiedziło wiele osób. Była rodzina, koleżanki, władze gminy. Wszyscy składali jubilatce życzenia i przekazywali upominki oraz kwiaty. A pani Wiktoria opowiadała o sobie, uśmiechała się, cieszyła się z urodzinowych spotkań.
Wiktoria Konieczna zaskoczyła nas doskonałą pamięcią i niezwykłą żywotnością. Gdyby nie to, że posłuszeństwa odrzucają nogi, byłaby wszędzie - i w ogrodzie, i w sklepie, i w obejściu. Niestety, słabo chodzi więc przebywa tylko w domu. Ale mieszka sama, podstawowe czynności wykonuje samodzielnie, słucha radia, modli się.
Dzień pani Wiktorii jest zawsze taki sam. Wstaje wcześnie, zje śniadanie, wysłucha Radia Maryja, wspólnie z słuchaczami odmawia różaniec, uczestniczy w radiowej mszy świętej, potem jest znowu różaniec, koronka. Sąsiadka przychodzi napalić w piecu, pomoże przy obiedzie, co drugi dzień odwiedza ją córka bratanka, wpada bratanek. Nigdy nie pozostaje bez opieki. Mieszka więc sama, ale nie czuje się opuszczona. Pani Wiktoria mówi, że ma spokojną i bezpieczną starość. A życie wcale nie miała łatwe.
Urodziła się w Bojanicach w 1925 roku. Była piątym z kolei dzieckiem w dwunastoosobowej gromadce. Kiedy skończyła szkolę podstawową wybuchła wojna. Już wtedy musiała iść do pracy w gospodarstwie. Miała zaledwie 14 lat gdy chodziła w pole, doiła krowy, sprzątała w biurach. Całe dorosłe życie zostawiała w PGR. Nawet gdy już przeszła na emeryturę jeszcze była gosposią u kierownika gospodarstwa, robiła pracownikom kawę, sprzątała. No i uprawiła swój kawałek działki. Naprawdę ciężko pracowała przez dziesiątki lat.
Pani Wiktoria razem z rodzicami i bratem, w 1959 roku przeprowadzili się do PGR - owskiego budynku. Tutaj opiekowała się rodzicami. Sama nie założyła rodziny, ale bardzo związana była z braćmi i siostrami. Dziś nikogo z rodzeństwa nie ma już wśród nich. Żyje tylko jedna bratowa i 17 bratanic i bratanków. Większość ma już swoje dzieci i wnuki. Ciocia Wiktoria, choć sama nie wyszła za mąż, ma więc naprawdę dużą rodzinę. Lubi kiedy ją odwiedzają. A swoje mieszkanie przepisała bratankowi. Z uśmiechem mówi, że chciała by przejął je chłopak, który ma takie samo nazwisko jak ona.
Pozytywną energią pani Wiktoria mogłaby niejednego zarazić. Nam opowiadała o pracy w ogrodzie, o wyjazdach rowerem, o tym jak przystrajała figury na uroczystości kościelne, jak nosiła drzewo z lasu, o tym kiedy zasiać trzeba ogórki i jak wspomina czas gdy sprzedawała w sklepie z wędlinami. Ale mówiła też co denerwuje ją dzisiaj. Od wójta zażądała, aby ściął drzewo przed domem, bo grozi przewróceniem i aby nie podnosił podatków. Mówiła oczywiście z uśmiechem, ale stanowczo.
Z panią Wiktorią naprawdę nie można się nudzić. Wspomina dużo i ciekawie. Można powiedzieć, że zawsze jest jej pełno. Życzymy jej by zawsze taka została. No i by nie pogorszyło się jej zdrowie.