60 LECIE POŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO
Państwo Gertruda i Bronisław Kaczmarkowie z Nowego Belęcina obchodzili piękny jubileusz - 60 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego.Bardzo rzadko mamy okazję składać wizytę małżonkom, którzy obchodzą 60. rocznicę ślubu. W tym miesiącu taką uroczystość świętowali Gertruda i Bronisław Kaczmarek z Nowego Belęcina. Ślub cywilny wzięli bowiem 1 września 1956 roku, a kościelny 12 września. Z przyjemnością umówiliśmy się więc na rozmowę z jubilatami. Poprosiliśmy ich, aby opowiedzieli nam o swoim życiu i powspominali, zwłaszcza pierwsze lata małżeństwa. Te były przecież najtrudniejsze.
Pani Gertruda pochodzi z Karchowa. Była drugim dzieckiem rodziców, ale po niej urodziło się jeszcze dwoje. Ojciec pracował w skupie, mama prowadziła dom i wychowywała dzieci. Mieli też hektar ziemi, więc wszyscy pracowali w polu. Kiedy wybuchła wojna Gertruda miała zaledwie rok. Szkołę podstawową robiła więc po wojnie. A potem po prostu pomagała rodzicom.
Pan Bronisław urodził się w Mierzejewie, ale w dzieciństwie przeprowadził się z rodzicami do Belęcina. Tata pracował w majątku, potem w lesie. Kiedy zaczął prowadzić gospodarstwo synowie mu pomagali. A miał ich trzech, Bronisław był drugim. Właśnie on jeszcze przed wojskiem zrobił kurs kierowcy. I zdobył zawód, z którym nie rozstał się do końca zawodowej kariery.
Młodzi poznali się na zabawie w Belęcinie. Zaraz po ślubie zamieszkali w Karchowie u rodziców pani Gertrudy. Kiedy jednak jej rodzeństwo zaczęło dorastać, zrobiło się ciasno. Przeprowadzili się więc do rodziców pana Bronisława, do Belęcina. Ale już wtedy myśleli o budowie swojego domu.
- A nie była to łatwa decyzja - wspomina pan Bronisław. - W tej części Belęcina nie było prądu, wody, nikt nie planował budowy drogi. A sami robiliśmy pustaki, wszystko ręcznie. Nie marzyliśmy o dużym domu, ale o swoim. Już wtedy mieliśmy dwójkę dzieci.
Budowali więc kilka lat. Postawili dom parterowy i na swoje przeprowadzili się w 1962 roku. Przy domu mieli też hektar ziemi, więc tak naprawdę zawsze mieli co robić. A dom ciągle doposażali i wykańczali, bo nie od razu na wszystko było ich stać. Później postawili też zabudowania gospodarcze.
- To były trudne lata - dodaje pani Gertruda. - Od wiosny do jesieni uprawialiśmy swoje ziemie i chodziliśmy na dorobek. Hodowaliśmy świnie, kury, kaczki, w ogrodzie były warzywa i owoce. Takie to były czasy. Wszyscy tak pracowali.
Kiedy jubilaci wspominają lata sześćdziesiąte, wydaje się, że to jakiś bajkowy świat. Mówią przecież o lampach naftowych, o praniu na tarkach, o pieszych wyprawach na stację kolejową. Pan Bronisław codziennie o trzeciej w nocy chodzić musiał do Krzemieniewa. Stamtąd jeździł do pracy w Gostyniu. A rowerów jeszcze nie mieli. Pieszo chodziło się do kościoła, pieszo do szkoły, pieszo na stację.
Taka była codzienność.
Pan Bronisław pracował w PKS w Gostyniu. Jeździł ciężarowymi samochodami, ale i autobusem. Często nie było go w domu popołudniami, a czasem i nocami. Za kółkiem przepracował 38 lat. Aż trudno uwierzyć, że miał jeden zakład pracy i jeden zawód. A na rentę, a potem emeryturę poszedł w 1986 roku.
Jubilaci wychowali czwórkę dzieci. Mają trzech synów i córkę. Rozmawialiśmy więc o ich dzieciństwie i ich nauce. Pani Gertruda mówi, że tak naprawdę to nawet nie wie, kiedy te wszystkie lata minęły. Zawodowo nie pracowała, ale z czwórką dzieci zawsze miała ręce pełne roboty. A przecież jeszcze było pole i ogród. Wszystkie dzieci zdobyły zawody. Codziennie wyprawiała je do szkoły, do Leszna, do Kąkolewa. Synowie uczyli się na mechanika, ślusarza - spawacza, rolnika i córka została krawcową. To było wtedy najważniejsze.
Dziś cała czwórka ma już swoje rodziny. Jeden syn jest na gospodarce w Przysiece, drugi mieszka w Krzemieniewie, trzeci został z rodzicami.
A córka mieszka tuż obok, w swoim domu. Rodzina jest więc blisko. Jubilaci mówią, że nigdy nie byli sami. Najpierw mieszkali z rodzicami, potem z dziećmi, dziś już z synem, synową i wnukami. Tych “domowych" wnuków pomagali też wychowywać. Zawsze było więc u nich gwarno i pełno. Ale to właśnie najbardziej cieszy.
- Pamiętam wszystkie zmiany wokół nas - dodaje pani Gertruda. - Pamiętam jak podłączano prąd i mogliśmy kupić pralkę. Jak zrobiliśmy łazienkę w domu. Jak syn z synową dobudowywali piętro i razem urządzaliśmy pokoje na górze. Jak rodziły się wnuki, a teraz już i prawnuki.
Takich wspomnień jubilaci mają naprawdę dużo. Przecież razem przeżyli 60 lat. Na szczęście ciągle są sprawni i mogą wiele jeszcze zrobić w domu. Pani Gertruda chętnie gotuje dla wszystkich, pan Bronisław pracuje w ogrodzie, pali w piecu. Jak jest ładnie to codziennie jeżdżą rowerami, lubią zbierać grzyby. Jadą też czasem na zakupy do Gostynia, także do synów, do Krzemieniewa i Przysieki. Nie narzekają, choć przecież w tym wieku zdrowie nie zawsze bywa najlepsze. Doczekali się 9 wnucząt i 7 prawnucząt. Wszystkich kochają jednakowo. I wszystkich zaprosili na swój jubileusz.
A codzienność mają już zupełnie inną. Ziemię wydzierżawili, w zabudowaniach gospodarczych są garaże, pan Bronisław jeździ nie tylko rowerem, ale i samochodem, no i mają pewność, że zawsze mogą liczyć na pomoc bliskich. Tamto trudne życie pozostało jedynie we wspomnieniach. Cenią je sobie i często do niego wracają. A marzą już tylko o dobrym zdrowiu i o tym by ciągle byli razem.
Takie życzenia przekazali też jubilatom przedstawiciele władz gminy. A my obiecuje, że państwa Kaczmarków odwiedzimy również w czasie żelaznych godów, za pięć lat.