60 LECIE POŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO
Pani Zdzisława i Mieczysław Wilczkowiakowie z Garzyna obchodzili 60 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Zawsze bardzo nas cieszy, gdy możemy po raz drugi odwiedzać małżonków, którzy obchodzą swoje jubileusze. U Zdzisławy i Mieczysława Wilczkowiaków w Garzynie byliśmy 10 lat temu. Wtedy obchodzili złoty gody. Szczęśliwie doczekali 60 - lecia małżeństwa i dziś nieco więcej opowiedzieli nam o swoim życiu.
A wspominaliśmy ich dzieciństwo i młodość. Zarówno pani Zdzisława, jak i pan Mieczysław pochodzą z Garzyna. Rodzice pani Zdzisławy mieli 4 hektary ziemi, ale równocześnie prowadzili restaurację i sklep spożywczy w swoim domu. Niestety, musieli go w czasie wojny opuścić. Niemcy wywieźli całą rodzinę do Tomaszowa Mazowieckiego. Tam pracowali aż do zakończenia wojny. A wyjechać musieli rodzice, babcia i trójka dzieci. Nie było im łatwo.
Swój rodzinny dom opuścił też pan Mieczysław. Rodzice mieli 12 - hektarowe gospodarstwo, dobrze je prowadzili. Okupanci zdecydowali więc, że zabiorą je dla siebie, a im dadzą mniejsze, także w Garzynie. Żyli wiec obok swojej ojcowizny, a nie mogli w niej mieszkać. A była ich szóstka, pan Mieczysław był najmłodszy,
- Wiele rodzin z Garzyna wysiedlono - mówi pan Mieczysław. - Wszyscy wracali do siebie po wojnie i najczęściej zostawiali opłakane gospodarstwa i domy. Niemcy nie zostawili nic. Moi rodzice zaczynali od nowa.
- Podobnie było u nas - dodaje pani Zdzisława. - Okupanci tylko zabrali dobytek, ale jeszcze ktoś podpalił dom. Jeden pokój zupełnie spłonął. Najpierw więc trzeba było wszystko przywrócić do użytkowania.
Pani Zdzisława pamięta z jakim trudem rodzice remontowali wszystko. Jak na nowo tworzyli sklep i restaurację. Jak uprawiali ziemię. Wspomina też, że rozpoczynała szkołę handlową, ale musiała ją przerwać, bo mama zachorowała, a babcia była staruszką. To ona przejęła obowiązki, pomagała w domu i sklepie. Takie to były czasy. Pan Mieczysław też pracował w rodzinnym gospodarstwie.
A młodzi poznali się na zabawie. Pani Zdzisława miała 21 lat kiedy brali ślub. Mąż jest o 5 lat od niej starszy. A sakramentalne "tak" powiedzieli sobie 14 listopada 1956 roku. Natomiast ślub cywilny wzięli kilkanaście dni wcześniej. Razem więc przez życie idą już 60 lat. Zawsze w Garzynie, zawsze u siebie.
Bo pan Mieczysław zaraz po ślubie przeniósł się do żony. Jego zawodowa droga to tylko dwie firmy. Najpierw pracował na kolei, a potem w Spółdzielni Kółek Rolniczych. Był traktorzystą w SKR w Krzemieniewie i Garzynie. Ale całe życie pomagał w gospodarstwie. Wspólnie z żoną ciągle przecież mieli te 4 hektary ziemi, uprawiali je, hodowali świnie, krowy, także konia. Zawsze w gospodarstwie były kury, kaczki, ogród. W tym roku po raz pierwszy nie uprawiali ogrodu. Ale na polu są ziemniaki, zebrali też owoce, mają zaprawy. Przez lata dorabiali się w gospodarstwie. Sami dokupowali maszyn, stawiali zabudowania gospodarcze, wybudowali też dom. Zawsze było na co pracować.
A swoją pracę zawodową miała też pani Zdzisława. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że prowadzi skup jaj i butelek. Oddawała je do Gminnej Spółdzielni. Tę działalność prowadziła przez 30 lat. Oczywiście pracując równocześnie w gospodarstwie i w domu.
Jubilaci wychowali dwójkę dzieci. Mają córkę i syna. Córka mieszka z rodziną w Łęce Wielkiej. A syn z synową i swoją córką pozostali z rodzicami. Dziadkowie mają czwórkę wnucząt. Kiedy 10 lat temu pisaliśmy o członkach rodziny z radością mówili, że doczekali się też prawnuczki. Dziś dodają, że na świat przyszła i druga prawnuczka. Są z tego powodu bardzo szczęśliwi.
- Na naszym małym gospodarstwie żyje już piąte pokolenie rodziny - wyjaśnia pani Zdzisława. - Byli tu dziadkowie, moi rodzice, potem całość przejęliśmy z mężem, a teraz już syn i synowa. A studia kończy wnuczka, która też mieszka z nami. Bez przesady można powiedzieć, że żyjemy z pokolenia na pokolenie.
Państwo Wilczkowiakowie spokojnie opowiadają o swojej codzienności. Ciągle mogą jeszcze dużo zrobić w domu i w obejściu. Co prawda pan Mieczysław choruje na serce, a pani Zdzisława też nie jest całkiem zdrowa, ale przecież radzą sobie. Jeszcze posprzątają, pani Zdzisława ugotuje, pan Mieczysław zajrzy do gospodarstwa. Najważniejsze, że nie muszą jeszcze leżeć, nie wymagają opieki. Ale oczywiście na taką zawsze będą mogli liczyć, są przecież wśród bliskich. Wszyscy świętowali jubileusz, składali życzenia, cieszyli się z obecności rodziców i dziadków.
A my z uśmiechem mówiliśmy, żę przez te minione 10 lat niewiele się zmienili. Dalej są pogodni, życzliwi, pełni optymizmu. I niech. tak zostanie. Życzymy pani Zdzisławie i panu Mieczysławowi przede wszystkim zdrowia. I do spotkania na żelaznym jubileuszu za 5 lat.
Życzenia Jubilatom złożyli też przedstawiciele władz gminnych.