60 ROCZNICA ZAWARCIA ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIEGO
Państwo Monika i Stanisław Wyzujowie z Nowego Belęcina obchodzili uroczyście 60 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego.Zawsze bardzo się cieszymy, gdy możemy odwiedzić małżeństwa, które przeżyły razem więcej niż 50 lat. Znaczy to przecież, że szczęśliwie doczekały jesieni życia i teraz po prostu odpoczywają. Tak jest też u Moniki i Stanisława Wyzujów w Nowym Belęcinie. Pani Monika ma 84 lata, a jej mąż dwa lata więcej. W październiku obchodzili 60. Rocznicę wspólnej drogi przez życie.
- Ten dom, w którym spędziliśmy wszystkie te lata jest w rodzinie niemal od wieku - mówi Monika Wyzuj. - Dziadkowie męża kupili go w latach dwudziestych. Wychowuje się tu już piąte pokolenie rodziny. To solidny kamienny dom.
Gospodarstwo rolne Wyzujów zawsze było duże. We wsi należało do największych. Nic dziwnego, że pracy było tu sporo. Kiedy pani Monika po ślubie przeprowadziła się do męża mieszkali z nimi jeszcze rodzice pana Stanisława. Potem on, jako najstarszy, gospodarstwo przejął. Ale zostali też z nimi dwaj bracia pana Stanisława. Nie założyli swoich rodzin więc gospodarowali wspólnie. Byli razem do końca. Rodzina Wyzujów od początku więc była liczna.
A pani Monika pochodzi z Karchowa. Rodzice także mieli gospodarstwo rolne. W czasie wojny okupanci wywieźli ich do Niemiec. Niestety tam u niemieckiego gospodarza mama zachorowała i wkrótce zmarła. Pozwolili więc im wrócić do kraju. Nieszczęście sprawiło, że ojciec zginął w wypadku. Cała gromadka dzieci została więc sama. Małą Moniką zaopiekowała się siostra jej mamy w Łęce Wielkiej. Ale gospodarstwo odzyskali.
- W młodości pracowałam w handlu - dodaje pani Monika. - Przez dziewięć lat sprzedawałam w geesowskich sklepach w Krzemieniewie, Pawłowicach i Belęcinie. To wtedy poznałam przyszłego męża.
Ale rodziny się znały. Od Belęcina do Karchowa jest zaledwie kilometr drogi. Rolnicy nieraz wspólnie starali się o rolnicze maszyny, nawozy, ziarno. No i pani Monika chodziła do szkoły z bratem pana Stanisława. Nietrudno było się spotkać.
Pan Stanisław ukończył Liceum Rolnicze w Bojanowie. Zaraz po maturze dostał nakaz pracy i wyjechać musiał aż pod Grunwald. Tam w PGR Dylewo w powiecie Ostróda był młodszym agronomem.
- Ale zabrano mnie do wojska - mówi pan Stanisław. - Przez dwa lata przymusowo pracowałem w kopalni węgla na Śląsku. To były trudne lata pięćdziesiąte.
W gospodarstwie też wtedy nie pracowało się łatwo, zwłaszcza w takim dużym. Pan Stanisław wspomina, że kiedy wrócił z wojska w 1957 r. Rodzice mieli jedynie snopowiązałkę. Żadnych innych maszyn nie było. A więc wszystko robiło się ręcznie. Pani Monika szła w pole z kobietami, które u nich dorabiały. Pracowały od rana do wieczora. Domem zajmowała się wtedy teściowa. Do dziś niektórzy opowiadają, że babcia Helena wspaniale gotowała. I że do Wyzujów warto było przychodzić, bo takiego obiadu jak u pani Heleny nie jedli nigdzie. Zresztą przez lata właśnie babcia zarządzała domem, pomagała wychowywać dzieci, prała, sprzątała. A do stołu, nawet gdy nie było pracowników, zasiadało dziesięć osób.
Wszystkiego się dorabialiśmy - wspomina pan Stanisław. - Na początek ziemniaki wybieraliśmy ręcznie, buraki się hakało, krowy doiliśmy bez maszyn. I to dziesięć krów dziennie. Dopiero po latach kolejno kupowaliśmy sieczkarkę, motor do młócenia, traktor, kombajny do zboża i do ziemniaków. Potem wymieniało się je na lepsze, nowocześniejsze. Proszę sobie wyobrazić, że te pierwsze nasze maszyny są dziś w muzeum rolnictwa. A nas cieszyły wtedy jak żaden inny prezent.
W gospodarstwie Wyzujów zawsze były świnie i krowy. Ale po latach zdecydowali się na hodowlę owiec. W najlepszym czasie mieli 150 matek. Na codzień zajmował się nimi jeden z braci pana Stanisława. Drugi jeździł w pole, a pan Stanisław dodatkowo wiele rzeczy załatwiał w gminie, w Związku Hodowców Owiec, w sklepach z zaopatrzeniem. Niejednego wtedy brakowało.
- Nie wiem kiedy te wszystkie lata minęły - dodaje pani Monika. - Wychowaliśmy czwórkę dzieci i prowadziliśmy tak duże gospodarstwo. Wydaje mi się, że mimo wszystkich trudów, jakoś łatwiej było wówczas się wspierać i pomagać sobie. Każdy wiedział co do czego należy, każdy robił swoje. A lata mijały.
Dzieci państwa Wyzujów też dorastały. Uczyły się, zdobywały zawody. Mają wykształcenie rolnicze, prawnicze, muzyczne. Wszyscy założyli rodziny. Pani Monika mówi, że z każdego jest dumna. Tak się cieszy, że młodsza córka prowadzi chóry, zespoły wokalne, że występuje na scenie. Każdy koncert jest dla bliskich przeżyciem. Druga córka pracuje w Urzędzie, ale mieszka niemal obok. Prowadzą z mężem gospodarstwo agroturystyczne. Syn mieszka z rodziną w Górznie. Drugi syn przejął gospodarstwo rolne.
- O tym najtrudniej rozmawiać. Państwo Wyzujowie widzieli swoją starość w tym dużym kamiennym domu. Ale także z świniarnią, owczarnią, ze zwierzętami. Tutaj przecież zawsze pełno było zwierząt. Pracowali na to ponad 50 lat, z rodzicami i braćmi pana Stanisława, z synem i synową, z bliskimi. Tak miało być już zawsze. Niestety, syn odszedł. A im "zawalił się" świat.
A niedawno pożegnali tez ukochaną wnuczkę. Nie da się wspominać najbliższych bez łeż w oczach. Już zawsze będę do nich tęsknić.
W gospodarstwie nie ma maszyn, ziemię wydzierżawiono. Pan Stanisław nie ma zdrowia aby teraz, po osiemdziesiątce pracować. Braci przed kilku laty też pożegnał. Nagle zrobiło się spokojnie i cicho, chociaż mieszkają przecież w domu z wnukami. Tutaj wychowała się czwórka wnucząt. Pani Monika podobnie jak kiedyś jej mama, też pomagała opiekować się całą gromadką. A przyjeżdżały jeszcze wnuki z Leszna, Górzna, Belęcina. Jubilaci doczekali się 14 wnucząt. No i mają 17 prawnucząt. A więc tylko najbliższych jest prawie 50 osób. Brakuje tych ukochanych. Wierzą, że spotkają się z nimi kiedyś, tam na górze. Tak bardzo chcieliby ich przytulić.
- Dzisiaj nasz dzień jest bardzo spokojny - dodaje pani Monika. - Latem pracuję w ogrodzie, robię zaprawy, gotuję dla nas obiady. Mamy też kury. Lubię czytać, oglądać telewizję.
Pan Stanisław nie czuje się najlepiej. Większość dnia odpoczywa. Trudno mu też po ostatniej operacji mówić. Ale dla nas kilka informacji o swoim życiu spisał na kartce. Pamięta oczywiście wszystko, wspomina, porównuje tamto życie z młodości z dzisiejszym. To już zupełnie inna codzienność. Dla rolnictwa dużo łatwiejsza, dla rodziny bardziej zabiegana, jakaś zbyt szybka.
- Czasem trzeba by się trochę zatrzymać - dodaje. - Żebyśmy nie zgubili tego co najważniejsze.
A najważniejsze jest zdrowie, rodzina, miłość bliskich. Jubilaci są kochani. Tego jesteśmy pewni. Życzymy więc im zdrowia, spokoju, jak najwięcej wspólnych lat i żelaznych, a potem kamiennych godów.