Pana Jana Nowaka z Pawłowic spotykamy siedzącego na ławeczce przed domem, korzystającego z uroków pięknej pogody. Gdy tylko usłyszał o tym, że chcemy napisać o jego życiu, bardzo chętnie zaprasza do środka i rozpoczyna swą opowieść.
Mimo, że jego rodzina mieszkała w Lesznie, w kamienicy na Rynku, to on przyszedł na świat w Robczysku, 22 czerwca 1928 roku. Jego mama przyjeżdżała właśnie tutaj, aby rodzić kolejnych synów pod opieką swoich rodziców, gdyż mąż cały tydzień pracował poza domem, a do rodziny wracał tylko na soboty i niedziele. A wspomnijmy jeszcze, że pan Jan miał dwóch braci. Wkrótce sprowadzili się jednak wszyscy do Robczyska na stałe. Razem z dziadkami, rodzicami i trzema ciotkami mieszkali na jednej, dużej izbie. Dom stoi do dziś.
Do pracy zaczął chodzić bardzo wcześnie, bo już w wieku 14 lat. Było to w 1942 roku, a więc w okresie okupacji. Najął się u ówczesnego niemieckiego właściciela pawłowickiego majątku, aby tylko uniknąć zsyłki do pracy w głąb Rzeszy. Pracował przy koniach.
Z okresu wojennego doskonale pamięta jeńców angielskich, francuskich i Żydów, których trzymano w budynku szkolnym w Robczysku. Wspomina, że przy pracach polowych niektórzy mieszkańcy starali się przemycić dla nich trochę jedzenia.
Gdy skończyła się wojna zastąpił fornala w Robczysku. Dostał pod opiekę 4 konie. To właśnie pracę z tymi zwierzętami wspomina dziś najmilej.
Pamięta również, że kiedyś było mnóstwo zabaw, bawiono się prawie co niedzielę. Na jednej z nich, przy pawłowickim pałacu, poznał Krystynę. Młodzi pobrali się w 1953 roku. Zamieszkali u rodziców panny młodej na Gościńcu w Pawłowicach. Z teściami mieszkali na jednym pokoju z kuchnią.
Po ślubie rozpoczął pracę w Gospodarstwie Państwowym w Pawłowicach, gdzie pracował głównie w polu.
- Pracowało się wówczas bardzo ciężko. Wszystko trzeba było wykonywać ręcznie.
W kolejnych latach na świat przyszło pięcioro dzieci, ale niestety jedno urodziło się martwe.
W końcówce lat 50. państwo Nowakowie przeprowadzili się z Gościńca na Mały Dwór, gdzie gospodarstwo stawiało małe domki dla pracowników. Pan Nowak mieszka tu do dziś.
Po kilkudziesięciu latach pracy, która zawsze była związana z rolnictwem, w 1990 roku przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Pan Jan w 2002 roku został wdowcem. Wspólnie z żoną przeżyli 49 lat.
- Byliśmy bardzo zgodni i zżyci ze sobą. Wszędzie jeździliśmy razem. Moja żona była bardzo pobożną kobietą.
Wspólnie zjechali prawie całą Polskę. Były to nie tylko wyjazdy prywatne, ale też zakładowe i parafialne. Oprócz tego pan Jan był w Niemczech, a całkiem niedawno w Holandii, gdzie ma swoich oddanych przyjaciół. Poznali się ponad 20 lat temu podczas wymiany mieszkańców z zaprzyjaźnioną gminą holenderską i utrzymują ten kontakt do dziś. Przydatna była tu znajomość języka niemieckiego pana Janka.
Obecnie jubilat mieszka z najmłodszą córką Joanną, jej mężem Jerzym i wnukiem Markiem. Ma zatem pomocnych ludzi wokół siebie.
Mimo tego stara się jednak być możliwie najbardziej samodzielny. Sam przygotuje sobie śniadanie, a i w czymś konkretniejszym potrafi się odnaleźć w kuchni.
Kiedyś bardzo dużo jeździł na rowerze, a dziś liczy już na podwiezienie przez domowników, zwłaszcza do kościoła, gdzie stara się być co sobotę, a czasami w dni powszednie.
Mimo, że jest po udarze i od lat walczy z cukrzycą, to energii i dobrego humoru nie można mu odmówić.
- Dziadek był zawsze duszą towarzystwa. Ma mnóstwo znajomych. Zwłaszcza starsze pokolenie zna go pod ksywą "Marcynek". Słynie też z monologów, które wygłasza praktycznie na każdej imprezie. To znak firmowy dziadka - śmieje się wnuk.
Jubilat opowiedział oczywiście swój popisowy monolog o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn.
Dowiedzieliśmy się również, że 90 - latek z Pawłowic czyta tylko jedną gazetę i jest nią. Życie Gminy Krzemieniewo, z czego bardzo się cieszymy.
Pan Jan dochował się 10 wnuków i 8 prawnuków - samych chłopaków.
Wszyscy bardzo chętnie go odwiedzają. Jubilatowi życzymy zatem jeszcze wielu miłych spotkań w gronie najbliższych, a także kolejnych lat w zdrowiu i szczęściu.

 

 

 

 

 



Galeria zdjęć: