- W lipcu minie 35 lat Pani pracy z czytelnikiem i książką. Czy to był wymarzony zawód?
- Mówiąc szczerze do biblioteki w Krzemieniewie trafiłam przez przypadek. Ukończyłam liceum i zamierzałam zostać laborantką. Ale akurat wtedy zwolniło się miejsce kierownika biblioteki i zaproponowano mi ten etat. Zgodziłam się, nie wiedząc wówczas, że będzie to decyzja na całe życie. To była moja pierwsza praca i jak dotąd jedyna. Całe 35 lat przepracowałam w tej placówce. I nie żałuję, bo ukończyłam Studium Bibliotekarskie, uczestniczyłam w wielu zawodowych kursach, poznałam pracę od przysłowiowej podszewki. I polubiłam ją. Dziś nie wyobrażam sobie, bym mogła robić coś innego.
- Kiedy sięga Pani pamięcią wstecz, jaką bibliotekę Pani widzi?
- Skromną, trochę szarą, z kłopotami lokalowymi. Mówię o szarości, bo w tamtych czasach owijało się książki w papier pakunkowy. Wszystkie tak samo, szaro i trochę smutno. A zaczynałam pracę, gdy biblioteka mieściła się w budynku Straży Pożarnej. Pamiętam, że któregoś dnia regał z książkami wpadł pod podłogę. Była już tak przegniła, że nie utrzymywała książek. Pamiętam też dziesięć lat pracy w Drobninie. Tam mieliśmy piękne sale i wspaniałe wyposażenie. Niejeden czytelnik zapewne wspomina spotkania przy kominku, udział w wieczorach z piosenką biesiadną czy grę na pierwszym w gminie komputerze Atari. Ale do biblioteki przychodziło się nie tylko po książki. Młodzież czekała tam na autobus, dorośli przychodzili czytać gazety, grupa chłopców godzinami kleiła statki i samoloty z „Małego Modelarza”. W tamtych czasach biblioteka była jakby bardziej rodzinna, wypełniała lukę, która dzieliła wieś od miasta.
- Czy to znaczy, że książka była wówczas cenniejsza niż dziś?
- Czytelnicy mieli inne potrzeby. Kiedy porównuję wypożyczenia sprzed lat i te dzisiejsze, wiem, że wtedy młodzież więcej czytała . Ludzie starsi rzadko sięgali po powieści czy literaturę popularno naukową. Natomiast dziś właśnie dorośli wypożyczają dużo więcej pozycji. Przychodzą emeryci, bezrobotni, rolnicy, czasem babcie z wnukami. Natomiast młodzi mają konkretne zamówienia, szukają lektur, pozycji potrzebnych na studiach, nowości. Po prostu zmienił się świat. Dziś każdy ma już możliwość dotarcia do ośrodków kultury, może zdobywać wiedzę przez Internet, ma szeroką ofertę muzyczną, czytelniczą, naukową. Biblioteka ma więc o wiele trudniejsze zadanie. Musimy wychodzić z propozycjami, które dotrą do wszystkich środowisk i które zaspokoją potrzeby zarówno małych dzieci, jak i studentów czy ludzi trzeciego wieku.
- Nie bez powodu organizuje się takie akcje jak „Cała Polska czyta dzieciom”. Wszyscy chcielibyśmy nauczyć maluchy, że z książką przechodzi się łatwiej przez życie.
- Dlatego uważam, że najważniejszy jest pierwszy kontakt małego czytelnika z biblioteką. Staramy się, by swoją pierwszą wizytę u nas zapamiętał jako coś wyjątkowego, szczególnego. Mnie ogromnie cieszy, gdy do biblioteki przychodzą rodzice, którzy kiedyś byli małymi czytelnikami, a teraz przyprowadzają tu swoje dzieci. To znaczy, że książka była i jest im potrzebna, że wzbogaca ich życie, i że chcą tę prawdę przekazać swoim pociechom.
- Wiem, że od 1976 roku sama kupuje Pani książki dla biblioteki. Czy wszystkie Pani czyta?
- To byłoby niemożliwe. Średnio w roku kupuję około tysiąca książek. Śledzę nowości, spisuję potrzeby czytelników, przeglądam recenzje w Internecie i w fachowych pismach, jestem w stałym kontakcie z wydawnictwami. Stąd niekiedy udaje mi się zdobyć nawet takie pozycje, o które trudno na rynku. Bywa, że przyjeżdżają po nie czytelnicy z innych gmin. I to mnie bardzo cieszy. A tak na marginesie powiem, że ogromnie lubię pracę z książką - od jej zamówienia i zakupu do wprowadzenia na półki. A więc katalogowanie, opisanie, przysposobienie dla czytelnika. Oczywiście wiele z nich również czytam.
- Od niedawna w bibliotece buduje się księgozbiór w programie komputerowym.
- To jest ogromna praca i na razie dotyczy tylko biblioteki w Krzemieniewie. Od kilku lat wprowadzamy książki do programu i myślę, że wkrótce już zakończymy tę akcję. Od nowego roku wypożyczenia będą rejestrowane w komputerze. Pod koniec bieżącego roku rozpoczniemy wpisywanie do programu książek w Garzynie i Pawłowicach. Marzy mi się, by kiedyś biblioteki znalazły się w sieci i czytelnik mógł książki zamawiać przez Internet. Ale do tego potrzeba sporo nakładów finansowych. Tymczasem potrzeby naszych placówek dotyczą póki co bardziej przyziemnych spraw. Niektóre wymagają już remontu, inne nowocześniejszego sprzętu, a biblioteka w Belęcinie zwyczajnie telefonu. Ale i tak na tle wielu innych gmin jesteśmy swego rodzaju wyjątkiem. Mamy aż cztery biblioteki, a przy pawłowickiej także Izbę Regionalną. I nikt nie myśli o tym, by liczbę bibliotek zmniejszać.
- Bo ciągle mają one coś nowego do zaoferowania?
- To prawda. Wypożyczenia to tylko część naszej pracy. Na co dzień oferujemy też czytelnikom księgozbiór podręczny i dziesiątki czasopism i gazet, z których mogą korzystać. Mamy czytelnie i kawiarenki internetowe dostępne dla dzieci i dorosłych. Od ponad czterech lat wydajemy miesięcznik "Życie Gminy Krzemieniewo", który kupić można także w bibliotekach. W ciągu każdego roku nasze placówki organizują dziesiątki konkursów, wystaw, spotkań autorskich, imprez czytelniczych i mnóstwo zabaw dla dzieci. Młodzież przychodzi na lekcje biblioteczne, a dzieci na swoje cotygodniowe zajęcia. To wszystko bardzo cieszy i daje satysfakcję. A dodam jeszcze, że w naszych czterech bibliotekach pracuje tylko 6 osób. To dzięki nim można tak dużo zrobić.
- Najstarsi czytelnicy pamiętają jednak, że przez lata biblioteka w Krzemieniewie miała tylko jednego pracownika.
- Ale też nie była czynna codziennie. Kiedy ja zaczynałam pracę, biblioteka otwierana była od poniedziałku do piątku. Przez dziewięć lat rzeczywiście pracowałam sama. Ale już w tym obiekcie, gdzie jesteśmy teraz zawsze byłyśmy we dwie. Obecnie codzienną obsługą czytelników w Krzemieniewie zajmuje się Izabela Adamczak. Ale pamiętajmy, że w budynku biblioteki jest też Gminne Centrum Kultury i tak naprawdę pracujemy na rzecz obu tych placówek.
- Dziękuję za rozmowę.