Najważniejszy był dom. Ksiądz Jan do dziś pamięta jak tato o czwartej rano wyjeżdżał do pracy do Poznania, a zawsze przedtem klękał do pacierza. Dla wszystkich w rodzinie było oczywiste, że modlitwą zaczyna się każdy dzień. Rodzice wiedzieli, że modlitwa jest największym dobrem, że pochodzi z serca i jest częścią życia. Uczyli tego swoje dzieci. Ksiądz Jan był najstarszy, po roku urodził się brat, a potem, po kilkunastu latach, siostra i najmłodszy brat. Dla nich praktyki religijne i proste, uczciwe zasady były czymś normalnym. Każdy wiedział, że w niedzielę nie robi się zakupów, że rodzicom i dziadkom należy się szacunek, że udział we mszy świętej jest nie tylko powinnością, ale darem, z którego można czerpać siłę i miłość. Rodzice księdza Jana przez całe swoje życie nie opuścili ani jednej niedzielnej mszy świętej.
Kościół w Kolniczkach jest pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Jest znanym sanktuarium, w którym odbywa się w ciągu roku kilka odpustów. We wszystkich brał udział mały wówczas Jan Roszyk. Już wtedy czuł, że należy do Maryi. Codziennie przed lekcjami chodził z bratem na mszę świętą. Wtedy nie myślał o kapłaństwie, a raczej o kulcie maryjnym. Był żywym chłopcem, uwielbiał sport, dobrze się uczył, wygrywał olimpiady z wielu przedmiotów. Po liceum miał wolny wstęp na uczelnię chemiczną. Dziś z uśmiechem mówi, że Pan Bóg wtedy grał z nim w szachy. Pozwolił mu poczuć powołanie, a równocześnie dawał szansę wyboru. Z jednej więc strony latem uczestniczył w organizowanych przez salwatorian "Wakacjach z Bogiem", a z drugiej pracował w cegielni i na budowach. Dorastał do swojej decyzji i kiedy pisał pracę maturalną wiedział już, że partia szachów została rozstrzygnięta. W rodzinie nikogo tym nie zaskoczył.
Ksiądz Jan Roszyk jest proboszczem w Pawłowicach. Ale zapytany o najpiękniejsze miejsce w Polsce bez wahania odpowiada Kolniczki. Nie ma tam już bliskich, bo tato odszedł na zawsze sześć lat temu, a mama mieszka z jego bratem w Poznaniu. Ale jest przecież kościół i są czciciele Matki Bożej Kolnickiej. Co miesiąc spotykają się, by potwierdzić miłość do Niej. Śpiewają pieśni, mówią modlitwy. Nie przez przypadek na swoim obrazku prymicyjnym ksiądz Jan napisał: "Cały jestem Twój Kolnicka Pani i wszystko co moje do Ciebie należy". A w Apelu Jasnogórskim pawłowickiej parafii wśród wielu modlitw jest i ta: "Kolnicka Pani, weź mnie takiego, jakim jestem i przytul do swego serca pełnego miłości, bo tylko przy Tobie jest mi dobrze, ciepło i bezpiecznie".
Zaraz po maturze ksiądz Jan Roszyk poszedł do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk księdza arcybiskupa metropolity Jerzego Stroby w 1984 roku. Jest magistrem teologii, a pracę pisał z mariologii. Czuje się szczęśliwy, gdy nazywają go "księdzem maryjnym". Nawet to, że znalazł się w parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej uznaje za znak Boży.
- Jestem szczęśliwy, bo wszystko co mam należy do Maryi. - mówi ksiądz Jan. - Na tym polega duchowość. Moim ulubionym nabożeństwem jest Apel Jasnogórski, a ulubionymi świętami wszystkie ku czci Matki Bożej. W seminarium przez dwa lata prowadziłem Koło Maryjne, to też element maryjnego kultu. Jestem pewien, że Maryja uczy nas wierzyć, żywić nadzieję, kochać.
Ksiądz Jan był wikariuszem w Rogoźnie, w parafii pw. Św. Wita, w Grodzisku Wielkopolskim w parafii pw. Św. Jadwigi, w Racocie w parafii pw. Św. Stanisława Kostki, w Poznaniu w parafii pw. Nawrócenia Św. Pawła oraz w Swarzędzu w parafii pw. Św. Marcina. Potem przez cztery lata pełnił posługę kapelana w szpitalu przy Lutyckiej w Poznaniu. Swoją pierwszą samodzielną parafię pw. Wszystkich Świętych objął w 1997 roku w Kleszczewie. Natomiast do Pawłowic przyjechał w 2003 roku. Minęło więc sześć lat odkąd jest pawłowickim proboszczem. Wierni mówią: jest już "naszym proboszczem".
Nie wszyscy jednak wiedzą, że ksiądz Roszyk był wiele lat duszpasterzem służby zdrowia. Angażował się w pracę Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich i Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich. Był też asystentem kościelnym innych katolickich stowarzyszeń medycznych. A co najważniejsze, zawsze był blisko chorych. W swoich rozmyślaniach napisał:
"Ileż to właściwie rąk poznaje człowiek idąc przez całe swoje życie. Ręce dobre i złe. Pracowite i leniwe. Utalentowane, ofiarne, rozdające siebie drugim. Ale też ręce chore, cierpiące, samotne".
Doskonale rozumiał jak bardzo potrzebny jest chorym. Zdarzało się, że w cierpieniu, niekiedy tuż przed śmiercią, nawracali się.
Pawłowicka parafia nie jest duża. Obejmuje trzy wsie: Kociugi, Robczysko i Pawłowice. Ma około dwóch tysięcy parafian i prawie sześćset domów. Ksiądz Jan był już we wszystkich. Kiedy pytamy, czym Pawłowice różnią się od innych parafii w Wielkopolsce, mówi, że tutaj są jakby cztery wsie w jednej - Wieś gospodarcza, Mały Dwór, Osiedle, Duży Dwór. Ludzie albo żyją pokoleniami, albo przyjeżdżają i póki co, są dość osamotnieni. Czuje się, że inna jest więź ze środowiskiem rdzennych mieszkańców, a inna przybyszów. Wielu na przykład na weekendy wyjeżdża, niektórzy szukają pracy za granicą. Ale charakterystyczne jest też, że każdego dnia do kościoła przychodzi wielu parafian, niektórzy z sąsiednich wsi. Niedawno przypadkowi goście przez kilka dni wstępowali do kościoła i w końcu zapytali księdza, czy w Pawłowicach jest zawsze święto? Zdziwieni byli, że tylu parafian przychodzi modlić się w intencjach, odmawiać różaniec, uczestniczyć w nowennach. Ponoć nie wszędzie w Polsce tak bywa. Ksiądz Jan mówi, że przynajmniej trzydzieści osób z Pawłowic uczestniczy we mszy świętej codziennie. Tak jak on sam od dziecięcych lat.
- Parafia jest rodziną, ze wszystkimi jej barwami - dodaje ksiądz proboszcz. - To ja dołączyłem do niej sześć lat temu. Zdaję sobie sprawę, że wzajemnie się poznajemy, mówimy o oczekiwaniach, dyskutujemy. Tak rodzi się zaufanie. A że czasem bywam zbyt pryncypialny, to chyba sprawa wychowania. Ojciec ciągle nam powtarzał, że nie można odchodzić od zasad. Może dlatego do dziś odwiedzają mnie wierni z poprzednich parafii. Wiedzą, że po latach te nauki mogą przynieść tylko dobro.
Ksiądz Jan Roszyk chętnie opowiada o swoich spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II. Z pielgrzymkami był w Rzymie kilkanaście razy, ale na audiencji w kameralnym gronie tylko kilka. Za każdym razem było to ogromne przeżycie. Od chwili, gdy Polak został papieżem, ksiądz Jan przez cały pontyfikat ofiarowywał w Jego intencji Anioł Pański. Bez tej modlitwy nie wyobrażał sobie życia.
W tym roku ksiądz proboszcz obchodził ważne rocznice. W styczniu skończył 50 lat, a w maju minęło 25 lat jego posługi kapłańskiej. Rocznice zawsze skłaniają do refleksji i podsumowań. Taki wybór drogi życiowej był dla niego naprawdę jedynym. Co do tego nie ma wątpliwości. Bracia wybrali studia rolnicze, siostra ekonomiczne. Dwójka z nich ma doktoraty i wykłada na uczelni. Starszy brat jest dyrektorem firmy. Przyjeżdżają czasem do Pawłowic, zabierają ze sobą mamę. Czują się tu bardzo dobrze. Wspólnie sięgają do modlitewników i zbiorów pieśni, jakie napisał ksiądz Jan. Jest ich kilka, między innymi: "Modlitwa do mojej Matki", "Cały jestem Twój", "Idziemy do Ciebie". W zbiorach są jeszcze opracowania o historii kultu maryjnego i sanktuariach maryjnych. Ksiądz Jan nie ukrywa, że kiedyś po latach chciałby zostać kustoszem jednego z maryjnych sanktuariów. Może w ukochanych Kolniczkach?
Przez ostatnie sześć lat zmieniło się wiele w parafii Pawłowice.
Codziennie, przez cały rok, wierni odmawiają modlitwę różańcową. Powstały: dziecięcy chórek, Koło Odrodzenia i zespół Caritas, który rozdaje dary. Lektorzy czytają Pismo Święte, a wielu parafian spotyka się na modlitwach przy kapliczkach. Działają Rada Duszpasterska i Rada Ekonomiczna. Wierni otrzymują katolickie czasopisma i sami mogą wymieniać się egzemplarzami. Z dawnej kostnicy powstała kapliczka, a z salki katechetycznej biblioteka.
Parafianie uczestniczą również w wielu inwestycjach. Do największych należały: malowanie kościoła, zakup nowych dzwonów, zamontowanie ogrzewania pod ławkami, chodniki, droga, płot, parking. To wszystko sprawia, że parafia naprawdę stanowi wspólnotę.
A dało się to zauważyć, kiedy dwa lata temu obchodzono 100-lecie odbudowy pawłowickiego kościoła. Wtedy po raz pierwszy z kościoła pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej transmitowano na całą Polskę mszę świętą.
- Posługa kapłańska polega na tym, by nieść ludziom Boga i być z ludźmi - dodaje ksiądz Jan.
- Chciałbym tak przeżyć życie, aby w ostatnim swoim dniu nie być zmęczonym ludźmi. Ani tu, w Pawłowicach, ani gdziekolwiek indziej.