Jan Łagoda przyjechał na stałe do Drobnina w 1951 roku. Pochodzi z Żychlewa koło Krobi, ale tutaj poznał żonę i po ślubie zamieszkał u teściów. Przejął po nich gospodarstwo rolne i razem z żoną przez lata pracował na swoim.
A pan Jan na gospodarskiej robocie znał się dobrze. Pochodził z rolniczej rodziny i wiele lat pomagał w domu. Potem pracował na gospodarstwie u krewnych w Posadowie, a w czasie wojny przymusowo w Niemczech. Też na roli. Wrócił do domu w 1945 roku.
W Drobninie gospodarstwo nie było duże, nieco ponad 9 hektarów. W tamtych latach hodowało się wszystkiego po trochu, w zagrodzie były świnie, krowy, konie. Gospodarstwo trzeba było unowocześniać. Pan Jan wspomina, że najpierw kupował "maszyny" do koni, a potem do traktora. Postawił wszystkie zabudowania gospodarcze, wybudował dom. Dziś z uśmiechem mówi, że jakoś to szło. I dodaje, “że praca nigdy nie szkodzi, jeśli wykonuje się ją umiejętnie.” A on tak właśnie robił, zawsze miał zajęcie.
Pan Jan skończył 10 sierpnia 90 lat. Aż trudno uwierzyć, ale pamięta prawie każde wydarzenie ze swego życia. Podaje daty, nazwiska, opowiada ciekawe historyjki. Kiedy mówimy o jego sołtysowaniu, zaraz wymienia nazwiska sołtysów Drobnina, którzy byli przed nim. A od 1945 roku do 1954 było ich pięciu. Potem pan Jan został sołtysem. Najpierw przez dwa lata z nakazu, jako pełnomocnik wsi Drobnin i Zbytki. A później już zawsze z wyboru, przez 36 lat. Tę funkcję pełnił do 1990 roku. Kiedy oddawał sołtysowanie następcy miał 70 lat.
Wspomina jak chodził po domach z nakazami na podatki, jak wydawał kartki na żywność, jak jeździł na zebrania do powiatu, jak z mieszkańcami organizowali prace dla wsi. Mnóstwo tych historii.
Pan Jan wychował z żoną piątkę dzieci, czterech synów i córkę. Najstarszy syn dostał imię po tacie - Jan. Teraz Janem jest też prawnuczek, który mieszka w tym samym domu. Niestety, pożegnać musiał na zawsze syna Tadeusza. To on przejął gospodarstwo i miał być z rodzicami do ich starości. Ale odszedł, osiem lat temu. Ciężko było jego żonie, dzieciom, panu Janowi.. Ale los tak chciał.
Pan Jan od roku jest wdowcem. Mieszka więc z synową i jej dziećmi. Jeden z wnuków zostanie na gospodarce. Bliscy mówią, że dziadek doglądać będzie zawsze jego pracę. Do dziś przecież wychodzi w pole, rano idzie do obrządku, haka buraki. Chętnie też jeździ rowerem. No i pierwszy wstaje codziennie. Na szczęście zdrowie mu dopisuje i tak naprawdę nigdy długo nie chorował. Nie lubi narzekać, nawet jeśli coś go zaboli.
Zapytany o receptę na długie życie odpowiada - “nie paliłem, monopol na mnie nie zarobił, jadłem wszystko co żona podawała na stół, no i pracowałem”.
Taka to zwykła rada na długowieczność. Czy starczy na kolejne lata? My jesteśmy pewni, że tak.
Pan Jan, z okazji jubileuszu, otrzymał wiele życzeń. Życzenia przekazali też przedstawiciele władz gminnych.