Edmund Lasik z Hersztupowa skończył 12 września 90 lat. Jest sprawny, pogodny, chętnie opowiada o swoim życiu. Pamięta wszystko, także te najtrudniejsze chwile z młodości.
Pan Edmund urodził się w Hersztupowie, w rodzinie rolniczej. Kiedy był mały na zawsze odeszła mama. Z pierwszego małżeństwa rodziców była czwórka dzieci. potem tato ożenił się po raz drugi i na świat przyszła jeszcze piątka rodzeństwa. Nie było łatwo pracować na tak dużą rodzinę. A wkrótce wybuchła wojna. Pan Edmund miał wtedy 17 lat. I wówczas wywieziono ich na roboty do Niemiec. Wszystkich. Wrócili dopiero w 1946 roku. Ich dom zajmował już ktoś inny. Oczywiście odzyskali go, ale z wcześniejszego majątku nie było nic. Dostali konia, dokupili dwie krowy i zaczynali od początku. Ale po roku zmarł ojciec, więc pan Edmund czuł się odpowiedzialny za rodzinę. Przez kilka lat prowadził gospodarstwo. Takie to były czasy, trudne i biedne.
Żonę pan Lasik poznał w tej samej wsi. Była pięć lat młodsza, mieszkała z ojcem na prawie trzy-hektarowym gospodarstwie. Pokochali się i pobrali w 1953 roku. Zaraz po ślubie pan Edmund podjął pracę na kolei, najpierw w Gostyniu, potem w Lesznie. I właśnie kolejarzem był przez całe zawodowe życie. Przepracował na PKP równo 30 lat. Oczywiście uprawiał też z żoną ziemię, przy domu hodowali kury, świnie, krowy, gołębie, kosił kosą pola. Był i rolnikiem i kolejarzem. Za pracę na kolei otrzymał brązową, srebrną i złotą odznakę „Przodujący kolejarz”.
Państwo Lasikowie wychowali trójkę dzieci, dwóch synów i córkę. Wszyscy mają swoje rodziny, pracę, domy. Pan Edmund jest z tego powodu naprawdę szczęśliwy. Tym bardziej, że mieszkają blisko, jeden syn w Hersztupowie, drugi w Krzemieniewie. A córka została z nimi. Teraz mieszka z mężem i dwójką synów z tatą. Niestety żona pana Edmunda odeszła na zawsze już 19 lat temu. Nie wychowała najmłodszych wnuków. Bardzo jej panu Edmundowi brakuje.
Pan Lasik doczekał się czterech wnuczek i dwóch wnuków. Ma też dziewięcioro prawnucząt. Wizyty wszystkich maluchów sprawiają dziadkowi sporo radości. A na co dzień pan Edmund ciągle krząta się w domu. Lubi lżejsze prace w ogródku, pali w piecu, opiekuje się psem i wspomina. Nam opowiadał jak w młodości pierwszy raz słuchał radia na słuchawkach. Mówił o wycieczkach po kraju, już kiedy był na emeryturze, o wczasach kolejowych, o uczestnictwie w klubie „Złotej Jesieni”. I o tym jak na jego oczach tak bardzo zmieniał się świat. Z uśmiechem pytał, co jeszcze ludzie wymyślą. Bo przecież kolorowy telewizor już jest, komórkę ma, z internetu wnuki korzystają, leczenie jest dużo skuteczniejsze. Chciałby jeszcze zobaczyć to kolejne „nowe”.
My życzymy więc panu Edmundowi by żył sto lat i więcej. Mieszka z córką Dorotą, więc opiekę będzie miał zawsze. Ma jeszcze piątkę rodzeństwa, ma bliskich, nie jest sam. I oby zdrowie mu dopisywało na wszystkie kolejne lata.