Wacław Józefiak z Kociug skończył 23 lipca 90 lat. Od zawsze mieszka w tej wsi, bo się tu urodził, wychował, tu z żoną prowadził dom. Mówi, że to było i jest jego miejsce na życie. Dodaje też, że na tym gospodarstwie pracuje już czwarte pokolenie Józefiaków. Pamięta jak gospodarstwo prowadził dziadek Piotr, potem ojciec Jan, od którego on przejął ziemię, a teraz syn Stanisław. Marzy, by kiedyś właścicielem całości został jeden z wnuków.
Wacław Józefiak był najstarszym dzieckiem w rodzinie. Miał jeszcze dwie siostry i brata. Już kiedy chodził do szkoły pracował w gospodarstwie. Zawsze wiedział, że będzie rolnikiem. Kiedy więc rodzeństwo kolejno wychodziło z domu, on został z rodzicami. I dopiero wtedy postanowił założyć rodzinę. Żonę poznał w Bukownicy koło Krobi. Kiedy brali ślub miał 34 lata, a żona o 7 lat mniej. Zamieszkali oczywiście w Kociugach. Po kilku latach rodzice pana Wacława przepisali gospodarstwo na młodych.
Kiedy zapytałam pana Wacława jakie było jego życie, odpowiada, że dobre. Gospodarowali z żoną na 12 hektarach, hodowali świnie, kilka krów, mieli nawet dwa konie. Co kilka lat coś budowali, a to stodołę, a to chlewy, później garaże, w końcu z synem nowy dom. Było pracowite, jak to u rolników, ale bardziej stabilne. Wiadomo byłe ile się wyhoduje, ile sprzeda i ile zarobi. Dziś z tym jest dużo trudniej. Ale pan Wacław mówi też, że tamte lata, choć skromniejsze były jakby weselsze. Ludzie częściej się spotykali, wychodzili na ławki przed dom, bawili się na zabawach, wspólnie darli pierze w domach. Tamte czasy już nie wrócą, można je jedynie z sentymentem wspominać. I pan Wacław robi to chętnie, bo pamięć ma na prawdę dobrą i lubi rozmawiać.
Państwo Józefiakowie wychowali pięciu synów. Pierwsze w 1959 roku były bliźniaki, a potem jeszcze trójka. Wszyscy mają zawody, założyli rodziny, mieszkają blisko Kociug, w Krzemieniewie, Pawłowicach i Lesznie. Najmłodszy Stanisław, jeszcze jako kawaler przejął gospodarstwo. Wspólnie przestawili je na hodowlę trzody chlewnej i oczywiście dalej modernizowali. Bo pan Wacław cały czas pracował. Jeszcze kilka lat temu wyjeżdżał w pole i pomagał przy trzodzie. Teraz, niestety, choroba mu na to nie pozwala. Ale codziennie krząta się w obejściu, zagląda do chlewów, chce wiedzieć co robią młodzi. A mieszka z synem, synową i trójką wnucząt. Niestety, cztery lata temu odeszła na zawsze żona pana Wacława. To były najtrudniejsze chwile w jego życiu. Bliscy pomogli mu przez nie przejść. Pan Wacław doczekał się 7 wnuczków, 4 wnuczek i jednego prawnuka. Wszyscy dają dziadkowi sporo radości.
A jaka jest teraz codzienność jubilata? Przede wszystkim spokojna. Pan Wacław mówi, że ma dobrą opiekę, niczego mu nie brakuje i o nic nie musi się martwić. Do niedawna dużo jeździł na rowerze, był nawet najstarszym uczestnikiem krzemieniewskich rowerówek. Dziś odpoczywa, latem posiedzi w altanie lub na ławce przed domem, obejrzy telewizję, no i codziennie dogląda gospodarstwa. „To jest to co lubię” - dodaje z uśmiechem.
Cała rodzina świętowała 90-urodziny dziadka. Były życzenia, kwiaty, upominki. Przedstawiciele władz gminy także składali gratulacje. Wszyscy życzyli pani Wacławowi sto lat i więcej. A my obiecaliśmy, że przyjeżdżać do niego będziemy na każdy kolejny jubileusz. Pani Wacławie - życzymy zdrowia!