Janina Musielak z Garzyna skończyła właśnie 90 lat. Na jubileuszową uroczystość przyjechali najbliżsi czyli ponad 60 osób. A jubilatkę odwiedzili też wójt i przewodniczący Rady oraz delegacja emerytów i kombatantów. Życzenia pani Janinie składali również dalsi krewni, sąsiedzi, znajomi. Było bardzo uroczyście i wzruszająco.
Pani Janina potrafi interesująco opowiadać o swoim życiu. Ma wspaniałą pamięć i sięga do szczegółów nawet sprzed osiemdziesięciu lat. Urodziła się 7 sierpnia 1923 roku w Garzynie. Rodzice prowadzili dość duże gospodarstwo rolne. Już jako dziewczyna pomagała na roli i w domu. Podobnie jak jej trzy siostry. Kiedy wybuchła wojna miała zaledwie 16 lat, a Niemcy zmuszali ją do pracy u siebie. Nikomu nie było wtedy łatwo. Jeszcze przed wojną poznała swojego przyszłego męża. był sąsiadem zza miedzy, też z rolniczej rodziny. Ale wojna ich rozdzieliła i choć pisywali do siebie listy zobaczyli się dopiero w 1945 roku. A ślub wzięli dwa lata później.
Antoni Musielak był kolejarzem, najpierw pracował w Garzynie, a potem razem z żoną wyjechali za pracą do Głogowa. Tam przeżyli 16 lat. Pani Janina dobrze wspomina tamten okres. Pamięta, że wyprowadzali się zabierając walizkę swoich rzeczy. A wszystkiego dorabiali się na ziemiach zachodnich. Pan Antoni pracował na kolei, ale też potrafił naprawiać maszyny, urządzenia, pomagał sąsiadom. Pani Janina sezonowo pracował w cukrowni i wychowywała dzieci. Bo urodziła trzech synów i córkę. Wszystkie pieniądze odkładali, aby postawić w Garzynie dom i wrócić na swoje. Ziemię dostali od rodziców, a towar na budowę przesyłali z Głogowa. Przez trzy lata budowali swój dom. Pomagali im oczywiście bliscy, którzy przecież mieszkali w Garzynie. Oni sami wrócili do rodzinnej miejscowości w 1963 roku. Wtedy najmłodsza córka szła do pierwszej klasy.
I potem już zawsze mieszkali w Garzynie. Pan Antoni zatrudnił się na kolei w Lesznie, a pani Janina prowadziła dom. Uprawiali też dwa hektary ziemi i hodowali trzodę chlewną. Ciągle też coś w domu budowali, zmieniali, dokupowali rolniczego sprzętu. Wspólnie przeżyli też najtrudniejszy czas w swoim życiu. W cukrowni w Gostyniu zginął w wypadku ich drugi syn. Miał zaledwie 16 lat. Pani Janina nie potrafi mówić o tym bez łez w oczach. Każdego dnia do syna tęskni.
Ale życie musiało biec dalej. Dzieci dorastały, synowie założyli rodziny. Jeden mieszka w Lasocicach, drugi w Głogowie. Na miejscu z rodzicami została córka. Kiedy wyszła za mąż dobudowali piętro domu, potem kolejno budynek gospodarczy, garaże, świniarnię z oborą, wiatę do maszyn. Pani Janina z mężem zawsze pomagali. Tak naprawdę to pani Janina wychowała synów swojej córki. A jest ich czwórka więc było o kogo się troszczyć. Nic dziwnego, że jest dziś ukochaną babcią swoich wnuków. A szanują ją wszystkie wnuczęta, których ma dziewięcioro. Wśród nich jest tylko jedna wnuczka. Pani Janina doczekała się też czternastu prawnuków. Najmłodszy - Bronek dopiero skończył roczek i codziennie jest w domu u prababci. To wielka radość dla niej.
Janina Musielak od 16 lat jest wdową. Ciągle pomaga w domu choć oczywiście jest już słabsza niż przed laty. Kiedyś wyjeżdżała z dziećmi na wczasy, czy wycieczkę, teraz już o tym nie myśli. Zawsze dużo pracowała w ogrodzie, robiła zaprawy, przez lata udzielała się w „Róży”, należała do koła emerytów. Mówi, że teraz jest przede wszystkim domatorką. Lubi kwiaty, chętnie coś zmieniałaby w domu, cieszy się, gdy przyjeżdżają bliscy.
A o czym marzy? Wyłącznie o zdrowiu. I właśnie tego pani Janinie serdecznie życzymy.